- Tu jest tak jakoś śląsko...
- Dlaczego?
- No, pranie wisi i suszy się na
słońcu między blokami...
Widok ze wzgórza Notre Dame de la Garde, Marsylia |
okolice Cassis |
Zanim jednak dotarłam do
Bordeaux, lądowałam w Marsylii i w związku z tym postanowiłam zwiedzić chociaż
kawałek Prowansji, w której nigdy nie byłam. W ostatniej chwili udało nam się z
Esterą, która do mnie dojeżdżała znaleźć hosta. Ze względu na brak opinii na
couch surfingu był dla nas jednak sporą niewiadomą (co raczej nie nastrajało
pozytywnie po poprzednich, rzymskich przygodach). Kevin okazał się jednak
całkiem miłym, choć dość alternatywnym, chłopcem.
lalki na targu staroci w Aix-en-Provence |
Po przylocie, nie będąc jeszcze pewna czy zdecydujemy się na mieszkanie u tajemniczego Kevina, a będąc w posiadaniu eleganckich 27 kilogramów bagażu, udałam się do Aix, gdzie przez kolejne 5 godzin tułałam się sennie po ulicach zajadając kebabami i wylegując przy szumiących fontannach. W końcu nasz host przyszedł z pracy i okazało się że naprawdę, bez żadnych niemiłych niespodzianek, mieszkałyśmy przy samym Cours Mirabeau. Po dość krótkiej rozmowie z Kevinem - lekko hipisowskim inżynierem odczuwającym dysonans między swoją naturą, a pracą w jednym z największych europejskich ośrodków badań nuklearnych i jego współlokatorem - instruktorem prawa jazdy... poszłam spać. Obudziłam się tylko po to, żeby w zupełnie opustoszałym Aix szukać w środku nocy Estery, która przyjechała z Bordeaux.
W La Ciotat - ciotabus! |
Zaczęło się od tego, że tak naprawdę nikt nie wybierał się do Cassis. Od początku proponowano nam Toulon lub La Ciotat. Dopiero kiedy od trzeciego z rzędu kierowcy i straconej 1,5 godzinie usłyszałyśmy że również kieruje się do La Ciotat postanowiłyśmy się tam wybrać, bo co jak co, ale nie zawsze można mieć zdjęcie z Ciotabusem. Z La Ciotat według naszych kierowców było już tylko rzut beretem do Cassis, gdzie miała zaczynać się nasza wędrówka. Beret ten jednak musiałby być podrzucony samochodem. Ponieważ tak się złożyło, że my byłyśmy na piechotę udało nam się, podążając jednym z francuskich szlaków Grandes Randonees prawie w całości pokonać odcinek, który ostatecznie liczył 12 kilometrów. Swoją drogą podobne szlaki piesze (GR) są bardzo dobrze zorganizowane w całej Francji (tak że można przejść ją cąłą wzdłuż i wszerz ;)), a przy drodze można znaleźć akredytowane schroniska (gites).
Idąc podziwiałyśmy początki Parku Narodowego Calanques, ale do Cassis (czyli naszego domniemanego punktu startowego) dotarłyśmy w okolicach 16:30 i to część trasy pokonując jednak stopem. Najbardziej podziwiana część Calanques wciąż pozostała nieodkryta.
Wzgórze Notre Dame de la Garde widziane z Fort St Jean |
Imponujący dworzec Gare St Charles w Marsylii |
Dzień był burzowy i powoli
zaczynał wiać mistral, co jednak dodawało portowi, do którego trafiłyśmy na
początku, pewnego uroku. Miałyśmy tylko jeden dzień, rzuciłyśmy więc okiem na
dzielnicę Panier z katedrą La Major i
Fort Saint Jean. Tuż przy nim, w zeszłym roku, z okazji świętowania Marsylii
jako europejskiej stolicy kultury, wybudowano muzeum MuCEM zbierające historię
kultur Europy i Morza Śródziemnego. Warto
przejść się po samym forcie i nowej bryle muzeum :).
Ponieważ w okolicach obiadu
dopadło nas zmęczenie, do katedry Notre Dame de la Garde dojechałyśmy autobusem
z portu, co jest świetnym rozwiązaniem. Później już można zejść do kolejnego
fortu, który razem z przeciwległym fortem St Jean miał zapewniać ochronę
kluczowego, najstarszego portu Marsylii.
W okolicy jest też zakon Saint Victor, czyli jeden z najstarszych chrześcijańskich obiektów Europy. Na koniec, czekając na powrót, oglądałyśmy panoramę portu i starej części Marsylii z ogrodów Pharo.
Wejście do MuCEM od strony Fort St Jean |
W okolicy jest też zakon Saint Victor, czyli jeden z najstarszych chrześcijańskich obiektów Europy. Na koniec, czekając na powrót, oglądałyśmy panoramę portu i starej części Marsylii z ogrodów Pharo.
Panorama Marsylii z Jardins du Pharo |
Można w zasadzie powiedzieć, że miasto nas urzekło,
jeśli więc kiedyś usłyszycie pogłoski o rzekomym niebezpieczeństwie, brudzie i
smrodzie Marsylii – nie wierzcie, bo ominie Was coś naprawdę pięknego :).
To ten autobus powinien Ci wjeżdżać w głowę na fejsbuniu, nie jakiśtam zwykły :D
OdpowiedzUsuń